Age of Reforging: The Freelands - pierwsze wrażenia. "Podróbka Baldura", a może coś więcej?

Age of Reforging: The Freelands to tytuł na tyle niszowy, że wymaga szerszego wprowadzenia. Większość z was zapewne nawet nie wie, co to za gra. Prawda? Spieszę z objaśnieniem!

W takim ogólnym zarysie jest to RPG osadzone w uniwersum fantasy wzorowanym na średniowieczu. Jego autorzy - założone pięć lat temu studio Personae Games - inspirowali się wieloma grami, takimi jak Dragon Age, Divinity: Original Sin czy Wartales. Postawili na wysoki poziom swobody, szeroki wachlarz możliwości personalizacji oraz wielowątkową, drobiazgową fabułę, na której przebieg gracz ma wpływ. Już na pierwszy rzut oka widać, że do dyspozycji mieli skromny budżet, ale absolutnie nie powinien to być powód do tego, by ich dzieło przekreślać. Słuchajcie bowiem dalej.

Reklama

Age of Reforging: The Freelands przenosi nas do świata, w którym nie istnieje pojęcie państwa czy władcy, a zamiast tego dominuje luźny sojusz miast-państw i handlowych osad. W tym pełnym chaosu środowisku, gdzie bandyci i siły zła mają wolną rękę poza miastami, rozpoczynamy naszą przygodę. Przygodę, na której przebieg będziemy wielokrotnie wywierać wpływ, podejmując takie a nie inne decyzje, choćby w rozbudowanych i przyzwoicie napisanych dialogach. Ale zanim wyruszymy w świat...

... musimy - tradycyjnie - stworzyć naszą postać. Dokonujemy tego przy pomocy naprawdę rozbudowanego kreatora. Wybieramy spośród kilku ras (człowiek, elf czy krasnolud) o unikatowych przewagach, ponad 70 opcji modyfikacji wyglądu (od kształtu twarzy po detale typu blizny) czy tożsamości naszej postaci (która później wpłynie na dostępne opcje dialogowe). A do tego mamy sześć podstawowych parametrów, dwanaście umiejętności, sześć drzewek związanych z bronią, dziewięć zestawów zdolności magicznych... Na bogato!

Na tym obszerność Age of Reforging: The Freelands się nie kończy. Rozciąga się także na system questów. Główna misja fabularna przeplata się przez całą grę, ale jej ukończenie nie jest obligatoryjne i nie ma określonego limitu czasu. Oprócz niej twórcy stworzyli wiele questów pobocznych, które nie tylko oferują dodatkowe przygody, ale także dają możliwość zdobycia cennych nagród. Nie brakuje też losowych zleceń, wywieszanych na tablicach w miastach i wioskach, w ramach których czasem trzeba coś dostarczyć, czasem udać się na polowanie, czasem zabić wskazany cel. To dobra okazja, by trochę sobie dorobić.

Podczas naszej przygody wielokrotnie sięgamy po broń. Jeśli idzie o system walki, autorzy przyznają wprost, że wzorowali się na jednym z klasyków gatunku, a mianowicie Baldur's Gate - i to widać. Gra pozwala nam kierować drużyną składającą się z czterech postaci, ale w danym momencie kontrolujemy tylko jedną z nich (pozostali pozostają pod władzą sztucznej inteligencji), ale możemy przełączać się między nimi, kiedy tylko chcemy. W potyczkach dość duży nacisk położono na taktykę. Naszą drużynę możemy ustawiać w określone formacje, a poszczególnych kompanów nastawić na określone sytuacje w określony sposób. Oczywiście statystyki, posiadane wyposażenie i wykorzystywane umiejętności także mają spory wpływ na przebieg starć.

W Age of Reforging: The Freelands pojawił się też system survivalu. Przemierzając świat, musimy mieć na uwadze kondycję członków drużyny. Wszyscy muszą być najedzeni i wypoczęci. Jeśli zaniedbamy te kwestie, wpłynie to mniej lub bardziej na ich poczynania, a w skrajnym przypadku nawet... doprowadzi do zgonu. Tak więc musimy zdobywać pożywienie (kupując, rabując, jakkolwiek) i co jakiś czas rozbijać obóz bądź zatrzymywać się na noc w tawernach.

Czytając powyższe słowa, powinniście tworzyć w głowie obraz Age of Reforging: The Freelands jako rozbudowanego RPG-a z całkiem przyzwoicie zrealizowanymi mechanikami. Tak też jest w rzeczywistości. Jednocześnie muszę z bólem przyznać, że podczas zabawy dość szybko zacząłem odczuwać, że nie ma w nim w zasadzie niczego, czego nie znałbym z innych gier tego typu. Poza tym wiodący reprezentanci gatunku większość rzeczy robią lepiej. Nie widzę powodu, aby mając do wyboru Age of Reforging: The Freelands i - na przykład - Baldur's Gate 3, wybrać tego pierwszego. Produkcja Personae Games to dobra propozycja dla osób, które i Baldura, i obie ostatnie odsłony Divinity mają już za sobą... i po prostu się nudzą.

Poza tym wspomniałem wcześniej o budżetowości gry. Nie rzuca się ona może jakoś bardzo w oczy. Na przykład grafika jest ładna, ale daleko jej do współczesnych standardów. Poza tym optymalizacja pozostała zaniedbana, więc aby zobaczyć tę co najwyżej przyzwoitą oprawę, musicie przygotować więcej niż przyzwoitego peceta.

Pieniędzy zabrakło na tłumaczenie na język polski, przez co grono potencjalnych odbiorców w naszym kraju znacząco się skuryczło (w tej grze naprawdę dużo się czyta i często nie są to łatwe do przetłumaczenia teksty). Nie liczcie na dialogi czytane przez profesjonalnych aktorów. Jeśli przyzwyczailiście się do poziomu wykonania z Baldur's Gate 3, teraz możecie mieć problem z przestawieniem się. Nie rozumiem też, dlaczego ktoś wpadł na pomysł, aby treść dialogów nie była wyświetlana od razu, tylko pojawiała się na naszych oczach, słowo po słowie. Tak jakby twórcy chcieli zrobić na złość osobom czytającym szybciej. 

Z ostateczną oceną jeszcze się wstrzymam, bo Age of Reforging: The Freelands wciąż znajduje się w fazie wczesnego dostępu. Jeśli jesteście fanami gatunku, którzy zaliczają wszystko po kolei i nie odpuszczają nawet tym drugoplanowym tytułom, możecie śmiało dopisać i ten do swojej listy. A jeżeli nie ukończyliście jeszcze Baldur's Gate 3 oraz dwóch odsłon Divinity: Original Sin, odsyłam was na razie w tamtym kierunku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy